***
Latem
Kizia obwieściła wszem i wobec- mam chłopaka, ech...
Wybrankiem okazał się bezpański "zapłotowicz" Smutny, kot zawsze poważny,
ostrożny, stateczny i nieprzekupny.
A oto i Smutny we
własnej osobie- całkiem ładnie wygląda jak na bezpańskiego kota.
***
Dwa miesiące później-
wrzesień tego roku (2004)...
Na poniższej fotce niewiele widać,
czarno-biało, biało-czarno... czyli Kizia i piątka maluchów...
Myślę, że w tym miejscu powinnam dopowiedzieć jak to było z Kizi pierwszym porodem. Mizia od dwóch
dni była bardzo chora, nic nie jadła, cały czas spała. 13 września
(2004) od rana byliśmy prawie pewni, że kot będzie zdychał.
Zamartwialiśmy
się wszyscy a najbardziej Kizia. Cały czas tuliła siostrę.
Widać
było, że się strasznie denerwuje. Chyba z tych nerwów zaczęła nagle
rodzić.
Leżały bidule tak do siebie przytulone- jedna zdychająca,
druga rodząca a my staliśmy nad nimi i beczeliśmy. Koło ósmej
rano, chora Mizia gdzieś się cicho usunęła- wolała mieć spokój. Ja
weszłam do wyrka, też się bardzo źle czułam, rodząca Kizia oczywiście... za mną.
Wlazła pod
kołdrę położyła się na moich kolanach... Koło południa wszystko się
nadawało do wielkiego prania a ja tylko do kąpieli.
Kizia w moim
łóżku urodziła trzech chłopaków. Myślałam, że już będzie koniec, bo
dłuższą chwilę nic się nie działo. Przełożyłam mamę z dziećmi do
koszyczka. Po godzinie urodził się czwarty synek. Piąty przybył na
ten świat o trzeciej po południu.
Poród trwał od ok. 8.00 do 15.00.
A co z Mizią? Jeszcze dwa dni była nie do życia, dalej nic nie
jadła. Kolejnego dnia z rana rzuciła się do miski, zaczęła rozrabiać
jak zdrowy kot. Ciotka Mizia lepiej się troszczyła o maluchy
niż mama.
Bliźniaczki same wychowywane bez mamy... Nic dziwnego, że
Kizia nie miała pojęcia co to znaczy karmić. Ona była karmiona
butelką, a dydać uwielbiała nasze palce lub ubrania- co jej się
oczywiście z jedzeniem nie kojarzyło.
Teraz usiłowała niespełna tygodniowe dzieci zanosić
do swojej miski, kładła je koło niej i namawiała do jedzenia...
***
Więcej o tych nieszczęsnych pięcioraczkach, a szczególnie o
małym Kreciku vel Kacperku znajduje się TUTAJ
***
Kizia, jak widać niżej, bardzo szybko zapomniała o trudach
porodu i macierzyństwa
***
Powoli zaczynałam myśleć o sterylizacji naszych kotek, bałam się tego
zabiegu, również weterynarz odradzał.
Spróbowaliśmy zastosować leczenie hormonalne, jednak już po
pierwszy zastrzyku okazało się, że jest to szkodliwe dla
bliźniaczek, obie się pochorowały, porobiły im się guzy
piersi...
Tymczasem Kizia przy kolejnej rui, której
zresztą trudno było zauważyć- jej rujki nigdy nie były tak
wyraźne jak Mizi- wyrwała się w Polskę...
i tym sposobem Smutny, został po raz drugi ojcem...
***
27.02.2005. o godzinie 20.00 Kizia zaczęła rodzić. Ten poród
znacznie różnił się od poprzedniego. We wrześniu kotka urodziła
pięciu synków, teraz tylko dwa kociaczki przyszły na świat-
dziewczynka i chłopak ;)
Tak jak poprzednio, Kizia postanowiła się okocić
w moim łóżku, jednak tym razem powiedziałam- veto... Akurat
dopadła mnie kolka nerkowa a poza tym nie uśmiechało mi się
później w nocy zmieniać pościeli. Kiziunię przenieśliśmy do
sąsiedniego pokoju na kanapę, podścieliliśmy jej ceratkę, a na
wierzch prześcieradełko. Długo się bidula męczyła, zanim pierwsze kocię
się pojawiło. Tym razem poród był bardziej "suchy". Poprzednio
całe moje łóżko, kocięta i Kizia były we krwi, teraz krwi było
malutko.
Z drugim kociaczkiem były problemy, długo się
nie mógł urodzić.
W końcu urodził się tyłeczkiem do przodu a na
dodatek... cały otoczony szczelnie błoną- czyli kocię w czepku
urodzone, tyle, że ten "czepek" spowijał calutkiego malucha.
Kotek się nie ruszał, Kizia wcale się nim nie zainteresowała,
cały czas myła pierwsze kocię. Myślałam, że urodził się nieżywy.
Niewiele myśląc wydobyłam go z worka. Gdy ściągałam błonę z
łebka miałam wrażenie jakbym ściągała jakąś maskę przeciwgazową.
Poruszałam bezwładnym kociaczkiem, już miałam dać za wygraną,
kiedy maluch zaczął dawać oznaki życia.
Oba maluchy chowały się dobrze... a ja zyskałam miano kociej akuszerki :))
Więcej o bliźniakach- Fidze i Daktylku
znajdziesz TUTAJ
***
Zaabsorbowani ciążą, porodem Kizi nawet nie zauważyliśmy, że
Mizia dziwnie się "poprawiła"...
Mizia zawsze trzymała się podwórka, nigdy nie
wychodziła poza ogrodzenie. Jedynym kotem, kóry ją odwiedzał był
oczywiście... Smutny- uniwersalny ojciec.
***
29.03.2005, wieczorem Mizia
poczuła pierwsze bóle, zrobiła się niespokojna.
Przyszła do mojego
łóżka i tak jak jej siostra chciała rodzić pod kołdrą. Delikatnie
jej to wyperswadowałam.
Bóle jakoś minęły i Miziulka poszła do koszyka
Kizi, wtuliła się w siostrę i jej maluchy.
Tak przetrwały do rana. Za to rano zaczął się cyrk. Mizia oznajmiła wszem i wobec, że urodziła już maluchy i dumna pokazała nam... dzieci Kizi. Karmiła je przykładnie, opiekowała się jak matka. Problem w tym, że zaczęła je traktować jak noworodki, a Figa i Daktyl mają już ciut ponad miesiąc... Gdy wyskakiwały z koszyka, Mizia natychmiast przynosiła je
z powrotem. Kizia patrzyła na ten cyrk lekko ogłupiała, ale nic siostrze nie mówiła.
Myślałam już, że cała ta ciąża
Mizi jest urojona. Jednak kotka była za gruba i za ciężka jak na urojoną ciążę.
Po konsultacji z weterynarzem postanowiliśmy jeszcze poczekać. Lekarz miał
przyjechać koło 15.00 gdyby nie rozpoczął się normalny poród.
Tym czasem bóle wróciły i jak widać na poniższej fotce Mizia wtuliła się
mocno w siostrę...
Na pięć minut
przed godziną 15.00, Mizia urodziła pierwszego kociaczka. Lekarz
już nie musiał przyjeżdżać, jednak był na wszelki wypadek pod
telefonem.
Poród w całości odebrała Kizia. Myła siostrę, wyczyściła wszystkie kocięta, przegryzła pępowiny i pozjadała łożyska.
Mizia nie robiła kompletnie nic,
poza rodzeniem, oczywiście... Była bardzo słaba i siostra to widziała. Zajęła się fachowo wszystkim. Zasłużyła na medal.
Mizia przy pomocy siostry urodziła pięć kociaków.
Cała historia pięcioraczków Mizi znajduje
się TUTAJ
***
W maju (2.05.2005) Mizia przeszła zabieg sterylizacji, Weterynarz zrobił
operację u mnie w domu.
Bardzo się denerwowałam, na szczęście wszystko poszło gładko.
Kotka szybko wróciła do pełni sił.
Kizia również miała być operowana, jednak...
***
28. czerwca Kiza urodziła sześć
kociaków.
Trzech chłopaków i trzy dziewczyny.
Miała być sterylizowana od razu po urodzeniu i odkarmieniu Figi i Daktyla,
jednak zarajza zaszła w kolejną ciążę bez widocznej rujki... jeszcze w
trakcie karmienia maluchów.
Na operację było już za późno.
Mizia już prawie miesiąc po zabiegu,
cała szczęśliwa, że siostra urodziła dzieciaczki.
Poród tym razem odbył się bardzo sprawnie. Sześcioraczki
przyszły na ten świat w tempie rekordowym jak na dotychczasowe
porody- 1,5 godziny.
Wszystko o
sześcioraczkach Kizi- TUTAJ
***
27 sierpnia Kizia przeszła zabieg sterylizacji. Podobnie jak w
przypadku jej siostry operacja odbyła się w domu. Jednak
nie wszystko poszło tak gładko. Zabieg trwał bardzo długo i
przez prawie trzy godziny po zabiegu kotka była całkowicie
nieprzytomna. Nie mogła wybudzić się z narkozy.
Byłam przerażona, już myślałam, że ją straciliśmy.
Na szczęście po trzech godzinach Kiziunia zaczęła dawać słabe
oznaki życia.
Na drugi dzień była strasznie słaba, cały czas spała, nie miała
siły chodzić, zataczała się.
Mizia bardzo się o nią martwiła, było widać, ze cały czas
kombinuje jak siostrę rozruszać...
No i wykombinowała...
Poszła do ogródka i po chwili wskoczyła przez okno do pokoju
z... wróblem w pyszczku... Podeszła do Kizi i położyła przed nią
tego wróbelaszka.
Kizia spojrzała a tu nagle... frrr... wróbel się zerwał do lotu.
Mizia przyniosła w 100% żywego ptaszka dla siostry.
Teraz się zaczął cyrk, ledwo żywa Kizia zerwała się na równe
nogi i dawajże za wróblem... na stół, na kredens... Nie
wiedziałam kogo łapać. Na szczęście udało się wypuścić wróbelka
przez okno.
Od tej pory Kizia ozdrowiała a Mizia była cała szczęśliwa, że
tak jej ten numer wyszedł.
Dalej
(pożegnanie Mizi)
|