.JPG)
A było to tak...
Całą zimę 2002 roku przychodziła pod nasz płot bezpańska kotka- Marusia. Karmiliśmy ją w miarę możliwości, jednak o wzięciu do domu nie
było mowy,
mój pies nienawidził wprost kotów.
Do tego Hektor się
starzał i zrobił się groźny.

Oto i Marusia
23 lipca 2003 roku Marusia urodziła dwie koteczki w naszej
szopce a właściwie koło naszej szopy, w wysokiej i gęstej trawie.
Ponieważ cały czas lało spróbowałam namówić Marusię, żeby przeniosła maluszki do
szopki.
Na szczęście zrozumiała i posłuchała.
Aż dziwne jak wielkie zaufanie miała do nas ta na pół dzika kotka.
Gdy małe miały dwa tygodnie ktoś zabił ich matkę. Znaleźliśmy ją
rano z przestrzelonym brzuszkiem koło naszego ogrodu.
Strasznie to przeżyłam, tym bardziej, że w nocy miałam dziwny sen, właściwie już
nad ranem. Śniło mi się, że Marusia wybiega do nas na drogę przed domem, staje
na dwóch łapkach i o coś bardzo, bardzo prosi...
Kto to może wiedzieć, o czym myślała zdychająca kotka, jeśli w ogóle o czymś
myślała, to pewnie o dzieciach, że zostały same...
Tego nikt nie wie...
Cóż było robić wzięliśmy bliźniaczki do
domu. I tak Kizia i Mizia dołączyły do naszej rodzinki.
Bliźniaczki odchowaliśmy- wyglądało to mniej więcej tak jak na fotce
poniżej.
.jpg)
Wniosły do naszego domu dużo radości...
.jpg)
Hmm, moje nieszczęsne kwiaty...
***
Kotki zawsze, chętnie pomagały w codziennych zajęciach.
Na poniższej fotce widać jak Mizia szuka wraz ze swoim panem orzeszków pod
leszczyną.

***
Komputer, ciekawe urządzenie, nikt nie patrzy..., musimy to obadać...

Znowu nas nakryli...

Dalej
(beztroska młodość)

|